Do resortu szkolnictwa wyższego wpłynęło kilkadziesiąt zgłoszeń od uczelni, które odpowiedziały na apel, aby przyjąć do siebie studentów z Białorusi. Białostockie uczelnie popierają akcję, ale wskazują, że za apelem muszą też pójść konkretne pieniądze.
Po ostatnich zajściach na Białorusi związanych z wyborami prezydenckimi z 19 grudnia, minister szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka wystosowała apel do rektorów polskich uczelni, aby na swoje uczelnie przyjmowali studentów z Białorusi. Chodzi o osoby relegowane za udział w manifestacjach przeciwko obecnemu reżimowi.
"W obliczu niepokojących działań władz Białorusi,
polegających na łamaniu podstawowych praw i wolności obywatelskich, wobec
stosowanych prześladowań, które dotyczą również ludzi nauki i studentów,
zwracam się z apelem o akademicką solidarność do polskich uczelni, dla których
wolność jest najcenniejszą wartością.(...) Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa
Wyższego deklaruje gotowość dofinansowania kosztów pobytu studentów
białoruskich w Polsce, a w porozumieniu z Ministerstwem Spraw Zagranicznych
wsparcie w innych sprawach organizacyjnych" - czytamy w apelu minister Barbary
Kudryckiej.
Ta finansowa pomoc to - jak zapowiada resort - stypendia wynoszące około
tysiąca złotych miesięcznie. Pieniądze studenci będą mogli przeznaczyć na swoje
utrzymanie w Polsce.
Baza chętnych uczelni
Obecnie w bazie resortu jest ponad 50 zgłoszeń od krajowych uczelni zarówno,
tych publicznych jak i niepublicznych które są gotowe przyjąć białoruskich
studentów.
- Z Białegostoku zgłosiły się dwie uczelnie: Wyższa Szkoła Finansów i
Zarządzania oraz Wyższa Szkoła Kosmetologii i Ochrony Zdrowia. Z Łomży
otrzymaliśmy do tej pory deklarację z Państwowej Wyższej Szkoły Informatyki i
Przedsiębiorczości - wylicza Adrianna Miklińska z biura prasowego Ministerstwa
Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Pozostałe białostockie uczelnie ideę jak najbardziej popierają, choć nie
złożyły deklaracji potwierdzających, że włączają się do akcji. Przyjmą rzecz
jasna studentów z Białorusi, ale chcą mieć pewność, że resort za ich
kształcenie zapłaci. Chcą np., by zapowiedzi ministerstwa zostały ugruntowane
stosownym dokumentem.
Pomysł ciekawy, ale...
W Wyższej Szkole Administracji Publicznej w Białymstoku niemal co roku na
studia przyjmowani są młodzi ludzie pochodzący z Białorusi. I to m.in. z myślą
o tych, którzy już na WSAP się kształcą, szkoła ta nie ustosunkowuje się formalnie
do apelu ministerstwa. Rektor uczelni prof. Jerzy Kopania podpowiada, co
należałoby zrobić, aby idea zaproponowana przez resort szkolnictwa wyższego
przyniosła oczekiwane efekty.
- Nie sądzę, aby ministerstwo w równym stopniu finansowało w tej kwestii
uczelnie publiczne i niepubliczne. Pojawia się też pytanie czy finansować
będzie pierwszy rok studiów, czy też całą kilkuletnią edukację młodych ludzi z
Białorusi. My zaś - jako uczelnia, na której od lat kształcą się studenci z
Białorusi, którzy przecież za naukę płacą - nie możemy teraz postąpić tak, że
od jednych będziemy pobierać czesne, a od innych nie. Puentując chcę zwrócić
uwagę na jeszcze jedną sprawę. Moim zdaniem to polski rząd odpowiedzialny za
kontakty z zagranicą a nie ministerstwo powinien wyjść z pomocą skierowaną do
osób poszkodowanych na Białorusi. A w przypadku białoruskich studentów wręczać
im specjalne stypendia, za które będą mogli kontynuować naukę, na wybranej
przez siebie uczelni - komentuje prof. Jerzy Kopania rektor WSAP.
Co z programem dydaktycznym?
Uczelnią, na której od lat kształcą się studenci zza wschodniej granicy, jest
również Uniwersytet w Białymstoku. Ta uczelnia formalnie decyzji przyłączenia
się do apelu minister Barbary Kudryckiej jeszcze nie podjęła, ale ministerialną
ideę pomocy młodym ludziom zza wschodniej granicy popiera.
Uniwersytet Medyczny w Białymstoku jest w podobnej sytuacji. Rzecznik
białostockiego medyka prof. Lech Chyczewski tłumaczy, gdzie mogą pojawić się
problemy przy realizacji pomysłu.
- Apel jest jak najbardziej szlachetnym i potrzebnym gestem. Ale musi być on
realizowany w zgodzie z obowiązującymi wymogami. Podlegamy pod ministerstwo
zdrowia i to ono przyznaje nam limity ilu studentów możemy przyjąć w danym
roku, a za tym idą też konkretne pieniądze. Również materiał dydaktyczny
realizowany na uczelni skorelowany jest z wytycznymi naszego resortu zdrowia.
Tym samym może się różnić od tego, czego przyszli medycy uczą się na Białorusi.
Ale oczywiście, jeżeli pojawią się konkretne przypadki studentów z Białorusi,
którzy chcieliby u nas podjąć naukę, skierujemy pismo w tej sprawie do
ministerstwa zdrowia. Jesteśmy jak najbardziej otwarci - wyjaśnia prof.
Chyczewski z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok